Irena Wnorowska, właścicielka dwupokojowego mieszkania w dziesięciopię-trowym bloku, od kilku lat wynajmowała je lokatorom. Razem z mężem mieszkała na tym samym osiedlu, w podobnym budynku, tyle tylko, że w o wiele większym lokalu. Lokatorzy, najczęściej młode małżeństwa z dziećmi, zmieniali się co kilka, kilkanaście miesięcy. Z różnych powodów. Pierwsi przeprowadzili się do innego miasta, bo udało im się znaleźć nową pracę. Dwa następne małżeństwa wyjechały na zachód Europy w poszukiwaniu lepiej płatnego zajęcia.
Z kolejnym lokatorem, Marcinem Kotarskim, Irena Wnorowska podpisała umowę najmu w czerwcu 2014 roku. Podobnie jak poprzednim razem, najpierw na 3 miesiące. Miesięczny czynsz został ustalony na tysiąc złotych i miał być płatny do 20. dnia każdego miesiąca. Okres próbny szybko minął. Obie strony były zadowolone i nic nie stało na przeszkodzie, aby Kotarski razem ze swoją towarzyszką życia mieszkali tam dalej, na tych samych warunkach.
Do pierwszego nieporozumienia między właścicielką a lokatorem doszło w październiku 2014 roku. Pani Irena, bez uprzedzenia, pojawiła się w swoim mieszkaniu po odbiór comiesięcznego czynszu. Kotarski, gdy zobaczył ją w progu, nie potrafił ukryć zaskoczenia.
– Ależ niepotrzebnie się pani fatygowała, przecież zaniósłbym osobiście pieniądze. Albo tak jak w poprzednich miesiącach zrobiłbym przelew na konto – silił się na uprzejmość.
– Przechodziłam akurat i pomyślałam sobie, że was odwiedzę. Jeśli nie macie gotówki to żaden problem, zapłacicie przelewem… – powiedziała, ale była wyraźnie zdenerwowana.
Zaskoczył ją widok mieszkania, w którym nie była od kilku tygodni. Jej lokal był w opłakanym stanie, wyglądał na zapuszczony, zaniedbany. W dodatku brakowało wersalki w dużym pokoju, a na niedawno pomalowanych ścianach wbite były haki i półki.
– Nie wiem, co się stało z łóżkiem, ale chcę, by jak najszybciej znalazło się tu z powrotem! I proszę nie niszczyć ścian. Jeśli chcecie coś zmieniać w mieszkaniu, moim mieszkaniu, proszę to koniecznie ze mną uzgodnić. Mam nadzieję, że w przyszłości nie będzie dochodziło na tym tłe do żadnych nieporozumień – starała się być mila, ale jednocześnie twarda i stanowcza.
– Oczywiście, proszę się nie denerwować. Chcieliśmy tylko trochę unowocześnić ten pokój. Przyzna pani, że widać tu upływ czasu.
– Może mieszkanie nie jest najnowocześniejsze, ale i czynsz też nie jest wysoki. Jeśli się jednak nie podoba…
– Podoba, podoba. Naprawdę proszę się nie denerwować. Będzie tak, jak pani sobie życzy i zawsze zapytamy, co możemy ewentualnie zmienić – zadeklarował Marcin Kotarski.
Rozmowa najwyraźniej nie kleiła się i chwilę później właścicielka mieszkania pożegnała się z lokatorami.