Leon Kaczmarek – właściciel przedsiębiorstwa transportowego – uczestnik maratonu pływackiego

Płynąłem we wszystkich czterech poprzednich maratonach, ale najgorzej było w 2004 roku, na stukilometrowej trasie ze Sławska do Śremu. Woda miała temperaturę 16 stopni, a więc niedużo. Ale to jest rzeka, w dodatku dosyć płytka. Wolno się nagrzewa, za to szybko traci ciepło. Z drugiej strony, jeśli ktoś szuka w pływaniu przygody, to tylko w rzece.

W 2004 roku przewidywaliśmy, że każdy uczestnik sztafety będzie płynął przez jedną godzinę. Jako pierwszy wskoczył do wody Roman Bartkowiak. Ale nawet on, człowiek z żelaza, już po 40 minutach pływania poczuł, że dzieje się coś niedobrego. Twarz wykrzywiła mu się w dziwnym grymasie, w nogi zaczęły łapać go skurcze, zsiniały usta i palce. Po 50 minutach Romek wychrypiał, że nie daje rady i poprosił o zmianę.

Kiedy wskoczyłem, woda wydała mi się tak zimna, że prawie zatkała mi oddech. Po prostu zbyt duża była różnica temperatury między powietrzem a wodą. Przed następnymi zmianami wszyscy polewaliśmy się wodą i już było lepiej. Ale na krótko. Po 40 minutach ja też miałem dość. Następne zmiany były jeszcze krótsze, 30-minutowe. To było lepsze dla tych, co płynęli, ale gorsze dla pozostałych, ponieważ mieli o połowę mniej czasu, aby odzyskać prawidłową temperaturę ciała. Pracowaliśmy jak na taśmie produkcyjnej. Gdy tylko pływak wychodził z wody, natychmiast otrzymywał kubek z ciepłą herbatą. Jedna osoba nakrywała go kocem, dwie inne masowały nogi, ręce, ramiona.

Po pół godzinie takich zabiegów człowiek przestawał się trząść, ale teraz musiał „ratować” kolejnego delikwenta. Co ciekawe, gdy dwa lata temu po raz pierwszy popłynęły w naszej sztafecie dwie panie: Elżbieta Marszałek (mama Alberta) i Małgorzata Dudziak – okazało się, że kobiety chyba lepiej znoszą niską temperaturę wody niż mężczyźni.

W 2004 roku przepłynęliśmy 100 km w ciągu 19 godzin. W 2005 wystartowaliśmy na 150 km w samo południe, a do Śremu dopłynęliśmy po 32 godzinach. W zeszłym roku start był tak samo w Dąbrowie koło Konina, ale meta aż w Poznaniu. Przepłynięcie tych 200 km zajęło nam niecałe 45 godzin. Z tego wynika, że jesteśmy coraz szybsi.

Facebook Comments
Załaduj więcej podobnych artykułów
Załaduj więcej Redaktor
Załaduj więcej Sport i Turystyka
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Sprawdź też

Przewodnik po rodzajach sprzętu budowlanego dostępnego do wypożyczenia: od koparek po rusztowania.

W nowoczesnym świecie budownictwa, dysponowanie odpowiednim sprzętem jest kluczowe dla suk…